Cartisoara – Catanele
Dystans: 157 km

Jakoś trzeba te wszystkie myśli pozbierać i coś sklecić. Dużo ich a ja ledwo żywy. Ale spróbuję.
Wstałem ze wschodem. A tu wschód późno jest – o 6.15. Całą noc czułem zimno i gdy wstałem – faktycznie było zimno. Szybka zbiórka (1,5 godziny) i można ruszać na podbój Trasy Transfogarskiej. O jej historii możecie poczytać (polecam bardzo), jej zdjęcia możecie zobaczyć poniżej. Jest piękna, a zwłaszcza ostatnie 600 metrów, gdy wyjedzie się z lasu. Robi wrażenie! To co na mnie zrobiło wrażenie, to forma, która mi towarzyszy. Cały podjazd ma 30 km, rusza się z 500 m na 2000. Pierwszy postój miałem na 1200 a i to tylko dlatego, że była kawa I szarlotka:) Jeszcze rok temu tski wynik byłby w sferze cudów. Dziś jest rzeczywistością. Bardzo to przyjemne:)

Ludzi mnóstwo! Nasi są tu wszędzie. Rowerzystów praktycznie brak, co przekłada się na to, że byłem sporą atrakcją. Widząc koszulkę Polski, obcokrajowcy krzyczeli – “Majka!”. Nasi ograniczali się do “dawaj” albo staropolskiego ‘jedziesz k….!” I jechałem niesiony dopingiem. Jechałem i cieszyłem się, że mogę się pomęczyć. Całość zajęła 3,5 H. Na górze gorąca kawa, szybka zmiana stroju na niemal zimowy i zjazd, który mnie rozczarował. Droga dziurawa, w remoncie i ogólnie słabo, zero emocji. A później góra – dół przez ok 30 km. I właśnie na tym góra – dół w końcu go (a właściwie ich) spotkałem – niedźwiedzie. I to spotkanie stokrotnie wynagrodziło brak emocji ze zjazdu.

Mało się nie…, nie umarłem. Po raz kolejny okazało się, że mam więcej szczęścia niż rozumu. Widziałem ludzi, którzy trąbią, machają do mnie, krzyczą. Pomyślałem – jak to ja, najskromniejszy ksiądz świata – gratulują mi! O jakże bardzo się myliłem gdy zza zakrętu wyłonił się miś. Omal na niego nie wpadłem! Jakimś cudem zakręciłem przed nimi długa do góry. Jacyś mili ludzie widząc co się dzieje postanowili sprowadzić mnie bezpiecznie obok misia. Zrobili szpaler i wśród nich przemknąłem obok wyraźnie zdziwionego i chyba też zasmuconego misia.

Drugie spotkanie z misiem miało podobny przebieg. Z jednym wyjątkiem, ten był spokojniejszy. Nawet chciałem mu zrobić zdjęcie na spokojnie, ale chwilę za mną wpadły dwa auta na polskich blachach i zdezorientowany miś zwiał do lasu.

I końcówka dnia, cały czas w dół. Koniec końców jestem na 260 metrach. Cywilizacja wokół, spory ruch. I tak już będzie pewnie do Odessy. A do niej coraz bliżej. Dziś pękło 1100 km. Zostało jakieś 700. Całe nic:) oby pogoda dopisała, nogi dały radę i nic mnie po drodze nie rozjechało (bo zjeść już raczej nie powinno). Co do pierwszego – ma być cudnie. Co do nóg – jest nieźle, trochę kolano bolą ale to pewnie bardziej ze starości niż zmęczenia:) Co do trzeciego – no mam nadzieję, że mój Anioł Stróż jeszcze trochę cierpliwości do mnie ma i nie zostawi na pastwę losu w tej obcej ziemi:)

Od dwóch godzin słucham odgłosów wody. Śpię niedaleko tamy więc szum jest mocny. Towarzyszy mu koncert swierszczy i pewnie innych chrząszczy i chrabąszczy. A w tym wszystkim dochodzą do mnie głosy waszych modlitw i dobrych życzeń, za które jestem wam szalenie wdzięczny!:) A takim wyrazem mojej wdzięczności niech będą te słowa
DOBREJ NOCY DOBRZY LUDZIE

Galeria misów